top of page
FELIETONY.png

Zda(o)lny leń

 

   “Nie mogę się spotkać, muszę się uczyć”. Ahhh… jak wiele razy słyszałam to zdanie z moich ust albo od moich znajomych. Może za czasów nauki stacjonarnej była to jeszcze prawda, ale czy na zdalnej? Nie policzę, ile razy wcześniej wracałam do domu ze spotkania, aby rzekomo się uczyć. Potem wchodziłam do mojego pokoju, rozkładałam materiały do nauki i zanurzyłam się
w “ważnych” informacjach ze świata celebrytów. Z mojej perspektywy jako uczennicy zarówno ja, jak i moi rówieśnicy, rozleniwiliśmy się przez te lekcje przed komputerem tak bardzo, że moje ja sprzed roku nie uwierzyłoby, gdyby ktoś mu powiedział, jak bardzo niemrawa będę za rok. Nie, no żartuję, aż tak źle nie jest.

 

   Ostatnio mam wiele przemyśleń na mój temat, m.in.:  “Przecież ja nie zdam matury, jak nadal będę tak funkcjonować” albo “Ale przytyłam, powinnam zacząć ćwiczyć”.

I wiecie co? Zrobiłam to, zaczęłam się więcej ruszać. Przez ostatni miesiąc, trenuję przynajmniej dwadzieścia minut dziennie, jeśli nie dłużej. Ale nie tylko ja. Teraz stało się wśród młodzieży modne ćwiczenie, “robienie ciała na lato” czy zdrowe odżywianie. Jeśli chodzi o naukę, też się wzięłam za siebie. Zaczynam powtarzać materiał na bieżąco, nadrabiam zaległości z niektórych przedmiotów. I wychodzi mi to na dobre, naprawdę czuję się mądrzejsza, co podbudowuje moją samoocenę.

 

   Zaobserwowałam też niezwykle ciekawe zjawisko, które występuje szczególnie w starszych klasach podstawówki bądź w szkołach średnich. To strach przed odezwaniem się na lekcji, czy przypadkowym włączeniu mikrofonu, a co jeszcze gorsze,  KAMERKI! To już w ogóle jest niewyobrażalne, żeby moja klasa, albo nauczyciel, zobaczyli moją twarz przez internet… Co
z tego, że w klasie widzą nas całych i to na żywo. Mam czwórkę rodzeństwa i każde z nich jest
w innej klasie, więc wiem, o czym mówię. Na przykład moja ośmioletnia siostra włącza kamerę na każdej lekcji, żeby pochwalić się koleżankom maskotką albo swoim nowym rysunkiem. Kompletnym przeciwieństwem jest mój czternastoletni brat ósmoklasista, zestresowany już podczas sprawdzania listy obecności przed powiedzeniem “jestem”. Nie ukrywam, że ja też tak mam. Ciekawe, z czego to wynika? Przez całe nauczanie zdalne zadaję sobie to pytanie.

 

   Chyba każdy z nas ma już naprawdę dosyć pandemii i edukacji przez Internet. Nie dziwię się nauczycielom, że tak szybko potrafią się denerwować. Przecież jak mówią przez całą lekcję do ekranu i tak przez osiem godzin, to naprawdę można się przynajmniej zirytować. Z punktu widzenia ucznia wygląda to trochę inaczej. Przez całą lekcję jest włączony czat klasowy i tylko czeka się na wybawcę, który odpowie na pierwsze pytanie nauczyciela, potem wszyscy zakładają, że jak raz coś powiedział, to do końca lekcji będzie prowadził dialog z nauczycielem, a reszta może iść sobie na śniadanko, obiadek albo herbatkę. To zastanawiające, jak zmienia nas odległość. Przecież w szkole na polskim wchodzilibyśmy sobie w słowa podczas dyskusji o tym, czy lepszy jest Słowacki czy Mickiewicz. Prawdę mówiąc, brakuje mi właśnie rozmów na takie “inteligentne” tematy z rówieśnikami i nauczycielami, uważam to za naprawdę bardzo pochłaniające zajęcie.

 

    Moim zdaniem pandemia zmieniła nas wszystkich. Jednych na lepsze, drugich na gorsze. Ci pierwsi, mają więcej czasu na rozwijanie swoich zainteresowań, korzystają z niego bardzo efektywnie i ambitnie, ci drudzy wręcz przeciwnie - są leniwi, mało się uczą, albo zagłębiają techniki ściągania. Nauczanie zdalne pogłębiło różnice między dwiema grupami uczniów: nudziarzami i tymi na poziomie.

Nela

 

 

Joga nie zawsze odpręża

 

Można powiedzieć, że pandemia przyczyniła się do wzrostu ilości kupowanych maści kojących i wzrostu poziomu inteligencji, a także zadowolenia wśród zwierząt.

 

   Byli tacy, którzy dzień po dniu skreślali kolejny tytuł filmu z ich listy do obejrzenia, jednych
z tego powodu męczyło poczucie zmarnowanego czasu, a jak wiemy, jest to bardzo uciążliwe uczucie, natomiast drudzy nie odczuwali go. Dla nich to był czas, kiedy w końcu mogli przeznaczyć niezliczone godziny spędzane w autobusach do szkoły, dla siebie. O dziwo, to nie za sprawą maszyny do teleportacji dziś docieramy na szkolne zajęcia w niecałą minutę, wszystko to za sprawą pandemii. Jednak wierzę, że niektórym naprawdę brakuje tych podróży. Nic w tym dziwnego, skoro transport publiczny w Warszawie jest tak dobrze rozwinięty, a jadąc Mostem Poniatowskim można patrzeć na Wisłę i na tę wysepkę, której nazwy nikt nigdy nie pamięta. 

   

   Myślę też, że ten okres izolacji był przez pewien czas spełnieniem marzeń introwertyków, a dla ekstrawertyków czasem na zagłębienie się w swoich uczuciach i lepsze poznanie siebie. Wielu uczniów przerósł natłok ich własnych myśli, co spowodowało u nich tzw. dołek emocjonalny. Zbawieniem dla nich był powrót do szkoły. Powrót okazał się efektowny (wszyscy byli
w maseczkach i obowiązywały jeszcze inne obostrzenia)  i zadziwiająco krótki (trwał niecałe dwa miesiące). Wcześniej wspomniani uczniowie, którzy czekali na powrót do szkół, byli szczęśliwi. Znów spędzali przerwy siedząc pod drzewem ze znajomymi i jedząc zrobione rano kanapki. Kiedy zamknięto szkoły, przerwy oczywiście były, ale kanapka już nie smakowała tak dobrze, bo jadło się ją w samotności przed komputerem. Nie można było już  narzekać na to, że nie ma wolnych ławek, że ktoś zajął twoje miejsce, albo na to, że nie można pójść do sklepu w czasie długiej przerwy. W domu nikt nie mógł zająć twojego miejsca, a wszystko to, na co miałeś ochotę, mogłeś znaleźć w kuchni.

   Ważne jest to, co uczniowie robili w domu. Głównie oglądali seriale i czytali książki, na które wcześniej nie mieli czasu. Ale w końcu i to się nudzi. Momentem, który wskazywał na apogeum nudy, była chwila, gdy ochoczo zabierali się za sprzątanie swoich pokoi. Ci, którzy nie umieli gotować, próbowali zrobić coś jadanego, co, jak u każdego początkującego kucharza, kończyło się oparzeniami. Inni uczyli swoje zwierzaki nowych komend i poświęcali im znacznie więcej uwagi. Można powiedzieć, że pandemia przyczyniła się do wzrostu ilości kupowanych maści kojących
i wzrostu inteligencji, a także zadowolenia wśród zwierząt. Jestem pewna, że każdy kto był zamknięty w czterech ścianach przez tak długi czas, doznał ogromnego wzrostu motywacji (często krótkotrwałej) i zaczynał np. ćwiczyć, aby już latem być w formie. U wielu to trwało tydzień lub dwa. Sporo uczniów wybierało jogę, bo rozciąga ona mięśnie, które od momentu zamknięcia szkół zostały zapomniane i zaczęły przypominać kamienie. Czas, który poświęcamy na jogę, ma nam przynieść ukojenie i wydzielenie się endorfin. Oczywiście teoretycznie, bo
w praktyce nie zawsze tak było. Niezwykle ironiczne były filmiki treningowe, gdzie trenerzy ćwiczyli na tle palm na egzotycznej wyspie, o której zwiedzeniu marzyliśmy, albo była ona naszym wakacyjnym celem, który musieliśmy przełożyć na kolejny rok. Takim oto sposobem endorfiny zostały zastąpione irytacją. 

   Jeszcze niedawno to pandemiczny styl życia był dla nas abstrakcją. Niedługo to nasz wcześniejszy, przedpandemiczny świat stanie się nam obcy.

   

                                                                                                                                              Anima

 

 

Alt + D

 

Ogólny plan jest taki: pozostać incognito.

      Lekcje niosą ze sobą niepokój graniczący z paranoicznym lękiem. Ucznia na lekcji online można porównać do osoby z objawami kompulsywno-obsesyjnymi. Jakkolwiek w obecnym stanie rzeczy kompulsywne mycie rąk nie jest wcale takie irracjonalne. Inaczej ma się sprawa
z nieustannym sprawdzaniem, czy aby na pewno nie mam włączonego mikrofonu? A może kamery? To by była dopiero igraszka losu (a może raczej niewdzięcznej elektroniki), gdyby wszyscy zobaczyli cię w piżamie, z podkrążonymi oczyma i kosmykami włosów powywijanymi na wszystkie strony, a może nawet leżącego w łóżku i odsypiającego zarwaną nockę, no bo
w pandemii „nie trzeba tak wcześnie wstawać”, co jest równoznaczne z - „ja nie dam rady obejrzeć jeszcze jednego odcinka serialu?!”.

      Ale raz na jakiś czas celownik i uwaga wszystkich kieruje się na ciebie i wtedy stajesz przed wyborem co najmniej tragicznym. Możesz spróbować dyskretnie się ulotnić, jednak
z narażeniem swojej opinii w oczach ludzi, a przede wszystkim tego surowego i podejrzliwego sędziego, jakim jest nauczyciel. Druga opcja - nie mniej ryzykowna - zakłada upozorowanie wszelkich problemów technicznych. Jest ona o tyle niewdzięczna, że nadużywana, może stracić swoją moc wyrazu i w wypadku prawdziwej awarii systemu jest duże prawdopodobieństwo, że zostaniesz przez sędziego potraktowany po macoszemu, a może nawet zostaniesz oskarżony
o krzywoprzysięstwo.

    Jest jeszcze trzecia opcja - ujawnienie. Chwila niezręcznego upokorzenia konieczna do wypełnienia roli wzorowego ucznia. Ale czy warta zachodu? Koniec końców nadal możesz udzielić złej odpowiedzi i całe twoje starania pójdą na marne. Jednak jeśli ci się poszczęści
i wpiszesz się w klucz „poprawnych odpowiedzi”, będziesz (przynajmniej przez chwilę) czczony niby bóstwo. Właśnie obłaskawiłeś nieubłagalnego sędziego i tym samym uratowałeś innych od męczących przesłuchań i nieodwołalnych wyroków. Sędzia również jest zadowolony, ponieważ uniknął krępującej ciszy i otrzymał satysfakcjonującą go odpowiedź. Ale lepiej nie spoczywaj na laurach - to wcale nie oznacza, że następnym razem zostaniesz oszczędzony. Może nawet będzie się od ciebie więcej wymagać, jako że raz już udowodniłeś swoją kompetencję. 

      Niemniej jednak pod koniec tego onirycznego dnia, oddając się rozmyślaniom podczas równie (a może nawet bardziej) onirycznego wieczoru dochodzisz do jednego onirycznego acz absolutnie niepodważalnego wniosku - nieważne jak bardzo abstrakcyjne wydaje się zdalne nauczanie, jest nieporównywalnie bardziej rzeczywiste (chociaż przecież wirtualne) niż nauczanie stacjonarne, o którym nie da się nie pomyśleć w taki sposób, żeby nie wywołał na ustach tego jakże dobrze znanego nam wszystkim uśmiechu, którym drwimy sobie z własnej naiwności.

 

ivy

kamera.png
mikrofon.png

Obszar załączników

 

Wyszło szydło z worka, czyli jak sito przesiało leniwe kluchy

     

      Jak wszyscy wiemy i widzimy, sytuacja na świecie prezentuje się dość nieciekawie. Wirus szaleje, obostrzeń przybywa, a ludzie ze strachem zamykają się w domach uzależniając się od technologii i kurierów. Nie wiem, która część jest bardziej dołująca. Tak czy siak, miliony uczniów (takich jak ja) ze szkolnej ławki przesiadło się na obrotowy fotel przed swoim laptopem. Może powinniśmy się cieszyć- tworzymy historię! Nigdy wcześniej system edukacji nie działał
w taki sposób, również nigdy wcześniej nikt nie zamknął prawie wszystkich obywateli w domach, oddzielająć ich od  wszystkich sklepów, usług i publicznych rozrywek, które przestały funkcjonować. Jesteśmy pierwszymi (i oby ostatnimi) świadkami zmian w edukacji, gospodarce i socjologii. Jako że o gospodarce nie wypowiem się zbyt wylewnie, podobnie z dziedziny socjologii nie mam wystarczającej wiedzy, mogę przedstawić mój punkt widzenia o zmianach
w systemie edukacji, powszechnie znanych jako lekcje zdalne. 

      Zacznijmy od tego, że nie mam pojęcia, jakim cudem data w moim telefonie pokazuje kwiecień 2021 roku. Na początku pomyślałam, że urządzenie musi być zepsute. Niestety wszystko się zgadza, rok zdalnego nauczania nie pozostawił po sobie żadnych szczególnych wspomnień w mojej głowie. Jakby ktoś wyrwał kartkę z kalendarza. Trudno się dziwić, skoro każdy dzień jest taki sam. Zdałam sobie  z tego sprawę, gdy moja terapeutka zapytała mnie
o opis mojego dnia. Wstaję 10 minut przed lekcją, toaleta, lekcje, telefon i znowu do łóżka – odpowiedziałam, zamyślając się, co ja właściwie sobą reprezentuję. Różnica polega na tym, że chodząc do szkoły stacjonarnie musiałabym dodać jeszcze ubranie się (w coś innego niż piżama czy dresy), zjedzenie śniadania, drogę do szkoły, rozmowy z rówieśnikami, powrót ze szkoły, ewentualne spotkanie się z przyjaciółmi, jakiś spacer lub lody, pracę domową, bo następnego dnia nauczycielka spojrzy mi w zeszyt i nie będę miała żadnych wymówek; naukę materiału na następny dzień, bo jak pan z historii zapyta, to słaby Internet mnie nie uratuje i na koniec -
z reguły aktywne i rozwijające rozrywki. Właśnie tak moje codzienne życie zmieniło się
w zaledwie parę miesięcy. Ktoś mądry mógłby powiedzieć, że to z mojej winy i mojego nieokiełznanego lenistwa. Oczywiście ta mądra osoba miałaby częściowo rację. Przyznaję, że jestem winna zmarnowanego czasu spędzonego na ślepym patrzeniu się w telefon. Jednak moim zdaniem nie jestem jedynym przypadkiem skrajnej prokrastynacji i potrafię nawet wytłumaczyć dlaczego.

  

        Kiedy wstajemy dwie godziny przed rozpoczęciem lekcji i przygotowujemy do wyjścia
z domu, nasz mózg nastawia się na produktywny dzień. No, na pewno bardziej produktywny niż leżenie w łóżku. Tak czy inaczej- z pewnością COŚ zrobimy tego dnia. Czy to będzie sama droga do szkoły, czy spotkanie z przyjaciółmi, czy przetrwanie paru godzin lekcji. Gdy te wszystkie czynności odbywają się w naszym pokoju- rozleniwiamy  się. W tej sytuacji ostatnią deską ratunku jest nasza samodyscyplina. Niektórzy nie mają problemu ze zmotywowaniem się, inni robią to z wielkim oporem, a inni nie robią tego w ogóle. Wiele zależy od cech charakteru, przyzwyczajeń i ambicji. Ja jestem osobą z charakteru leniwą i zwykle rezygnującą
z postawionych sobie celów i postanowień. Mimo to oceny i wiedza nie są mi obojętne, więc nie należę do osób, które zostały na temacie lekcji z marca 2020 roku. Oczywiście zdanie dzisiaj poleżę i jutro nadrobię nie jest mi obce, ani rzadko przeze mnie używane. Nauka przez Internet zdecydowanie to ułatwia. Nauczyciel nie widzi, co robią jego uczniowie, ani co mają w zeszycie (albo czy w ogóle go mają). Oczywiście nie uważam nauczycieli za winnych tej sytuacji, bo moim zdaniem nie da się mieć stu procentowej pewności, że głos mówiący przez mikrofon naprawdę się uczy. I tak uważam, że profesorowie robią, co w ich mocy, żeby zmotywować nastolatków do jakichkolwiek aktywności umysłowych na lekcjach. Widzę to, gdy patrzę na naukę zdalną mojej siostry, która jest w siódmej klasie podstawówki. Na zajęciach odzywa się tylko przy sprawdzaniu frekwencji, a gdy ma zadaną jakąś pracę, po prostu ściąga ją z Internetu. Niestety nie można się dziwić- takie są minusy dzisiejszych czasów i nic na to nie poradzimy. 

      Na zakończenie mogę porównać naukę on-line do wielkiego sita, które przesiało wszystkich,

którym zależy na wiedzy od całej reszty mniej zainteresowanych. Nawet ci, którzy wydawali się szkolnymi prymusami, okazali się za mało zmotywowani do samodzielnej nauki. Można tylko dodać, że i tacy też są potrzebni w społeczeństwie.

M****

bottom of page