top of page

O pewnej piosence, ale nie tylko

           Powoli, pomimo pandemii, zbliżamy się do kolejnych mistrzostw Europy w piłce nożnej. Pierwotnie, miały odbyć się w zeszłym roku. Okoliczności sprawiły, że zamiast Euro 2020 będzie Euro 2021. Przy tej okazji, warto na chwilę wrócić do Euro 2012, które odbywały się na stadionach w Polsce i na Ukrainie. Tak na marginesie – jak bardzo zmienił się świat od tego czasu niech świadczy choćby obecny stan stadionu w Doniecku. Jedna z głównych aren tamych mistrzostw leży w gruzach a walki o ten stadion to jeden z najkrwawszych epizodów konfliktu rosyjsko – ukraińskiego …

           

 

 

 

 

             Ale zostawmy to i przenieśmy się na chwilę do Gdańska, na stadion o nazwie „Baltic Arena”. Jest pogodny wieczór 14 czerwca 2012, zaraz zacznie się mecz Hiszpania – Irlandia. Na trybunach około 39 tysięcy kibiców, mniej więcej po równo obu drużyn. O godz. 20.45 zaczął się mecz, który dla Irlandii był klasycznym „meczem o wszystko” (skąd my to znamy?). Po przegranej z Chorwacją musieli wygrać z Hiszpanią, typowanym do zwycięstwa w całym turnieju aktualnym mistrzem świata. Pierwsza połowa dawała jeszcze Irlandczykom nadzieję – grając ambitnie przegrywali tylko 1:0 i jak mawiał trener Kazimierz Górski: „dopóki piłka w grze …”.  Ale druga połowa to już popis gry „La Furia Roja”: bramki Davida Silvy
i Fernando Torresa pozbawiły irlandzkich graczy nadziei na korzystny wynik. Ostatecznie, odebrała im ją bramka świeżo wprowadzonego Cesca Fabregasa w 83 minucie. 4:0. I na tym można by zakończyć tę opowieść, ale ona właściwie dopiero tu się zaczyna, bo wydarzyło się coś, co do dzisiaj wywołuje wzruszenie i, jak to się obecnie mówi: „ciary”. Oto, około 85 minuty, kibice irlandzcy zaczęli chóralny śpiew i kontynuowali go przez kolejne minuty. Śpiew zakończył się dopiero minutę – dwie po zakończeniu meczu w 93 minucie, czyli trwał około 10 minut! Wiadomo było już wcześniej, że kibice irlandzcy są niesamowici, Ale to wydarzenie było tak poruszające, że nawet zwykle zalewający nas potokami słów komentatorzy sportowi zamilkli z szacunku dla zachowania kibiców. Informację o niezwykłym zachowaniu Irlandczyków podały tego dnia wszystkie serwisy sportowe. Zachęcam do obejrzenia poniższych filmików. Pierwszy z nich prosto ze środka kibiców a drugi to relacja telewizji niemieckiej (polskiej relacji nie znalazłem): 

https://www.youtube.com/watch?v=fZmYv6kDutw

https://www.youtube.com/watch?v=zp2UOdrMSr8

Nie będę ukrywał, że dla mnie to wydarzenie to esencja czystego sportu i relacji kibic – sportowiec. Honoruję cię nie dlatego, że wygrywasz, ale dlatego że starasz się do końca, nie poddajesz się. Czysty olimpizm!

            Przyznam się, że kiedy dzielni Irlandczycy śpiewali swoim piłkarzom, muzyka z Wysp Brytyjskich nie była mi całkiem obca. Ale tego, co śpiewano w Gdańsku, wstyd się przyznać, nie znałem. Dopiero kilka lat później w jednym z tekstów sportowych znalazłem tytuł: to było „Fields of Athenry” (a konkretnie – refren tej piosenki). Utwór został napisany przez Petera St. Johna w 1979 w stylu irlandzkiej ballady folkowej. Podejrzewano, że oparł ją na utworze
z lat ’80 XIX w., ale dokładniejsze badania tego nie potwierdziły. W 1979 piosenkę nagrał Danny Doyle, w 1982 powstała jej kolejna wersja, ale dopiero ta nagrana przez Paddy’ego Reilly w 1982 osiągnęła największy sukces. Co prawda, dotarła tylko do 4. miejsca na irlandzkiej liście przebojów, ale utrzymywała się na niej przez 72 tygodnie (ponad półtora roku)! Poniżej, link do wykonania koncertowego Paddy’ego  z 1983 na National Stadium
w Dublinie:

https://www.youtube.com/watch?v=J_LplzyO6s8

Kolejne wersje nagrane przez innych wykonawców też osiągnęły wysokie miejsca na liście. Do dziś, wykonało ją ponad 500 wykonawców, przetłumaczono na ponad 50 języków a na You Tube można znaleźć ponad 980 wersji tego utworu, choć i tak wszyscy za klasyczną
i najlepszą uznają wersję Paddy’ego Reilly. Pod koniec lat ’80 XX w. piosenka stała się hymnem drużyny rugby z Galloway, od 1990 śpiewają ją kibice reprezentacji Irlandii, fani Celticu Glasgow i innych. Utwór przejęli też i przerobili kibice Liverpoolu.

            Jak widać – ogromy sukces i ogromna popularność. Ale o czym jest ten utwór? Opowiada historię fikcyjnego Irlandczyka Michaela pochodzącego z Athenry w hrabstwie Galloway w północnej Irlandii. Samo miasteczko niczym specjalnym się nie wyróżnia – kilka zabytków z okresu średniowiecza (XIII w., zamek, mury miejskie, ruiny klasztoru dominikanów) i znane jest właśnie tylko z piosenki. W połowie XIX w., w latach 1845 – 47 (choć problemy ciągnęły się aż do około 1860) miasteczko, jak i całą Irlandię, dotknęła ogromna klęska zarazy ziemniaczanej. Spustoszyła ona uprawy ziemniaków, które były już wtedy podstawowym pożywieniem zwłaszcza ludności ubogiej – czyli irlandzkiej. Władze londyńskie nie były jakoś specjalnie zainteresowane rozwiązaniem problemu, bo naruszałoby to interesy angielskich wielkich właścicieli ziemskich. W pamięci irlandzkiej szczególnie źle zapisał się Charles Edward Trevelyan, jeden z wyższych urzędników angielskiej administracji w Irlandii. Jeden z niewielu pomysłów, który się pojawił, to sprowadzenie dużych ilości kukurydzy z USA i zastąpienie nią upraw ziemniaczanych. Problemem była jednak inna specyfika uprawy tej rośliny, stwarzająca problemy Irlandczykom. W efekcie głodu, który był wynikiem zarazy, zmarło około miliona ludzi a kolejny milion – dwa zostało zmuszonych do emigracji. I to z narodu, który liczył ok. 8 milionów ! Żeby przeżyć, ubodzy kradli zboże lub kukurydzę z pól bogaczy. Jednym z takich złodziei jest właśnie Michael z Athenry– ukradł kukurydzę z pola Trevelyana, został złapany, osadzony w więzieniu i skazany na wywózkę do kolonii karnej w Australii. Symbolem jest tu Botany Bay (Sydney) – pierwotne miejsce lądowania w 1788 pierwszej wyprawy z transportem więźniów. W piosence, Michael następnego dnia trafi na statek czekający już w porcie. Pod murem więzienia stoi Mary, żona Michaela i matka jego dzieci. Piosenka jest rozmową pomiędzy małżonkami a refren wspomnieniem słodkich chwil, które spędzali w Athenry. Poniżej, link do tekstu
z tłumaczeniem, tam też link do występu The Dubliners, legendarnego zespołu irlandzkiego, w którym od roku 1985 aż do swojej śmierci w 2005 wokalistą był Paddy Reilly:

https://www.youtube.com/watch?v=kkVG7HJqfwY

            Dlaczego akurat ta piosenka stała się tak ważna i popularna i to w stosunkowo krótkim czasie? Szczerze mówiąc – nie wiem. Nie wiedzą tego chyba też autorzy dokumentu zrealizowanego dla RTE One (pierwszy program telewizji irlandzkiej) o historii piosenki
(a przy okazji, szybka powtórka ze słuchania j. angielskiego):

https://www.youtube.com/watch?v=d0zePJZMnt8

            Zamieszczone tam wypowiedzi zdają się wskazywać na dwie rzeczy. Po pierwsze, mówi ona o pewnej sytuacji uniwersalnej, zrozumiałej dla każdego: ojciec poświęca się dla swojej rodziny, cierpiąc z powodu nieludzkiego prawa ustalonego przez bezduszne państwo. Po drugie: jej rytm, melodia daje siłę, poprawia nastrój. Dlaczego? Bo daje się ją, a zwłaszcza refren, śpiewać wspólnie. A chóralny śpiew daje pocieszenie, zwłaszcza w trudnych momentach. Może właśnie dlatego śpiewają ją kibice piłkarskiej drużyny Irlandii, która nie należy do potęg futbolowych? Ciekawe, że kibice Liverpoolu, niewątpliwie utytułowanego klubu, tak zmienili tekst, że mówi on o sukcesach klubu i wielkich piłkarzach tej drużyny: 

https://www.youtube.com/watch?v=W9Bs7VezEQg

Wspomina się też, że pojawia się ona w sytuacjach trudnych, gdzie to chóralne „Looow liiiiie, the fields of Athenryyyy” ma dodać otuchy. 

            To prowadzi do takiego wątku, który mnie przy poznawaniu tego utworu bardzo zainteresował: piosenka jako coś jednoczącego wspólnotę. Bo kiedy chcemy sobie pośpiewać razem? Kiedy jest nam dobrze lub źle, ale raczej z tymi ludźmi, którzy są jakoś dla nas bliscy. Czy są to kibice tego samego klubu, mieszkańcy tego samego miasta, kraju – nieważne. Musimy się jakoś znać i nie być sobie wrodzy. Warto zwrócić uwagę, jak w tym dokumencie ludzie podejmują śpiew nie wstydząc się innych. A gdzie możemy się lepiej „obwąchać” ? W pracy? Nie wiem, może. Na stadionie? Już raczej. W pubie, przy kufelku albo szklaneczce? Jak najbardziej. Im więcej takich miejsc, tym lepiej. A muzyka, jako ten uniwersalny język ludzkości, może tylko w tym pomóc. Ile małżeństw zaczęło się od wspólnego śpiewania przy ognisku! Przykład miasteczka Athenry pokazuje, że wystarczy jedna piosenka, nawet o dość prostym tekście. W tym kontekście, zachęcam do obejrzenia tego filmiku: 

https://www.youtube.com/watch?v=t5R5yQRg7bE 

Cała wspólnota, około 5 tysięcy osób, śpiewających i grających wspólnie utwór, który rozsławił ich miasteczko – kapitalne!

            Przy tych rozważaniach, gdzieś w tyle głowy, brzęczało mi cały czas pytanie: a jak to jest u nas, w Polsce? Gdzie my możemy się poznać jako członkowie społeczeństwa? Gdzie
u nas są te agory, gdzie można się spotkać? Gdzie np.: te ławeczki, na których kiedyś siedzieli mieszkańcy danego osiedla? Gdzie place zabaw, przysłowiowe trzepaki, tętniące życiem? Gdzie te puby, gdzie po pracy można wpaść i spotkać znajomych? Ile mamy okazji do takiego wspólnego pośpiewania? I wreszcie – ile mamy takich utworów, które możemy razem pośpiewać, bez sięgania do śpiewnika? Nie chcę narzekać, ale wydaje mi się, że ostały się nam już tylko kolędy a i to nie wszystkie. A przecież nie znaczy to, że nie mamy piosenek w naszej kulturze. Mamy i to sporo, na dodatek z różnych okresów historycznych. Problem
w tym, że one dawno już chyba wyszły „spod strzech”. Gdzieś zanikła nasza bogata kultura muzyczna. Wstydzimy się otworzyć usta przy innych i wydać jakiś dźwięk. To ma swoje poważne konsekwencje społeczne. Wydaje się, że jest jeszcze tylko jedna piosenka, która jakoś łączy ludzi, budzi pozytywne uczucia i której tekst znają zasadniczo wszyscy. Co to jest? Zachęcam do obejrzenia do końca:

 

https://www.youtube.com/watch?v=6L99bwVUfik

Dla niecierpliwych: tak, Szanowni Czytelnicy, chodzi o „Mazurka Dąbrowskiego”. Wydaje się, że zastępuje nam wszystkie inne możliwe piosenki i przy każdej okazji.

            Nie wiem, jak zakończyć ten tekst. Narzekaniem? Nie chcę. Jakąś pociechą? Zabrzmiałoby to dość banalnie. To może zakończmy jeszcze jedną wersją „Fields of Athenry”, życząc Irlandczykom powodzenia w kolejnych eliminacjach. Na Euro 2021 się nie dostali …

https://www.youtube.com/watch?v=w8GYnSt6uro

J.P.

 

Inspiracją do napisania tego tekstu był tekst J.M. „Nigdy nie będziesz szedł sam …”

(Szukaj w Bibliotecznym Hydeparku - dop. redakcji)

euro 1.png
Irlandia 1.png
śpiewak irlandzki.png
historia piosenki.png
miasteczko.png
kibice.png

Paddy Reilly

bottom of page