top of page

Walczyłem o dobrą sprawę, w biegu wytrwałem do końca, dochowałem wiary

Paweł z Tarsu

 

Mój Boże, oni naprawdę ich koszą!

Lynne Olson Stanley Cloud,  "Sprawa honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski. Zapomniani bohaterowie II wojny światowej"

                                                                   Wydawnictwo Albartos, A.M.F. Plus

                                               Warszawa 2004

 

               Jeszcze w czasie wojny, Arkady Fiedler, porucznik WP, prozaik i reportażysta, napisał i wydał znakomitą książkę Dywizjon 303, sławiącą czyn polskich lotników myśliwskiego Dywizjonu Kościuszkowskiego w bitwie o Anglię. Ten zbeletryzowany dokument stał się w kraju pozycją niemal kultową jeszcze podczas okupacji, a później wszedł do kanonu polskich lektur szkolnych. Czytaliśmy, chłopcy, góra czternastoletni, o wyczynach dywizjonerów z wypiekami, bo przestaliśmy się już bawić w szlachetnego Winnetou i jeszcze szlachetniejszego Old Shatterhanda, nie bawiliśmy się w Apaczów tropiących blade twarze, a poza grą w piłkę i jednak też nauką, potrzebne były idealne wzorce w pancerzach bez skazy. Było to dawno temu, jeszcze przed rewolucją :), ale doskonale pamiętam, że każdy z nas w klasie i na podwórku chciałby choć na chwilę przeistoczyć się w Witolda Urbanowicza, a w zalanych słońcem przestworzach naparzać adolfiarzy
i walić w nich jak w kaczy kuper. Lecz bawić się na podwórku w pilotów nie sposób, więc za chwilę przyszła pora na bohaterów Kamieni na szaniec, choć konkurencja w postaci szarpidrutów spod znaku beatlemanii wdzierała się z innej strony do umysłów, świadomości i całej zewnętrzności  czasów dorastania. Bój o rząd dusz pozostał nierozstrzygnięty.

           Legenda polskich dywizjonów lotniczych trwa w umysłach Polaków po dzień dzisiejszy, opiewana
w literaturze, publicystyce popularnej i historycznej, kultywowana w materiałach filmowych i na scenach. A na Zachodzie? Winston Churchill opublikował po wojnie wielotomowe pamiętniki (w polskiej edycji 12 tomów), napisane wartko, przystępnie, z prawdziwie epickim pazurem, za które otrzymał literacką nagrodę Nobla, za mistrzostwo opisu historycznego i biograficznego, jak i doskonałe przemowy w obronie wysokich wartości. Autor z podziwem wyraził się o odwadze żołnierzy, także polskich lotników, ale o nich góra na trzech stronach.

Z tym większą radością i oczekiwaniami polski odbiorca przyjął napisane w USA dzieło bez przesady znakomite, które ze szczerego serca polecam. Małżonkowie Lynne Olson i Stanley Cloud, parający się od dawna publicystyką i pisaniem reportaży,  wzięli na warsztat temat dla tamtejszego czytelnika niemal dziewiczy, okrutnie i bezlitośnie pomijany. Do wnikliwszego zapoznania się z problematyką, niechybnie sprowokowało autorów usunięcie przed laty prof. Normana Daviesa, jednego z najlepszych na świecie znawców problematyki wschodnioeuropejskich, z Harvard University. Za co? Za niepoprawne politycznie pisarstwo i polemiki. O co tu mogło chodzić? II wojna światowa w oczach Zachodu, a mieszkańców półkuli zachodniej w szczególności, to w głównej mierze Holocaust. Przeciętny jankes słyszał wiele o zagładzie Żydów w czasie wojny, ale o innych tragediach wojennej hekatomby już prawie nic. Jeśli zaś chodzi o narody zamieszkujące Europę w latach wojny, to dzieli je na Żydów oraz tych, którzy wobec ich dramatów byli obojętni lub wydawali ich na śmierć, stając się współsprawcami zagłady. O sprawiedliwych wśród narodów świata przeciętny Amerykanin coś słyszał. Wie też, że II wojnę wygrały połączone siły trzech koalicjantów i że wspierały ich jakieś oddziały sojusznicze. I tak odurnianie zachodnich społeczeństw trwało i po części trwa w najlepsze. Próbowali coś z tym zrobić polscy historycy, stowarzyszenia polonijne, czasem jakąś protestacyjną notę wypichcili dyplomaci i tyle tego. Wielki zatem ukłon, uznanie i podziękowanie należy się autorom Sprawy honoru za wydobycie na powierzchnię faktów fundamentalnych i dla zrozumienia czasu wojennych zmagań niezbędnych, chwała im za wejście w lukę zapomnienia i przeinaczeń. Już podtytuł mówi wiele – Zapomniani bohaterowie II wojny światowej, a także odautorska dedykacja -Narodowi polskiemu. My to wiemy, ale dla czytelników Sprawy honoru z USA, Kanady, Anglii i Australii ukazanie wkładu Polaków w zwycięstwo sprzymierzonych było prawdziwym Eureka. Jeden
z tych, co książkę przeczytali, wyznał później, że już nigdy nie opowie dowcipu o Polakach.

         Sprawa honoru Lynne Olson i Stanleya Cloud składa się dwóch części. Pierwsza zatytułowana Exodus jest poświęcona w całości Bitwie o Anglię i polskim lotnikom, o których strażnik cygara wypowiedział słynne, znane wszystkim słowa. Druga część pt. Zdrada, to podana w pigułce historia dyplomacji II wojny, polityka Wielkiej Koalicji, jej metamorfozy, skręty i zakręty oraz wydobyte na powierzchnię tzw. sploty okoliczności
i siły wyższe. Autorzy zajrzeli do gabinetów w Teheranie i Jałcie, gdzie w oparach dymu z cygar dzielono strefy wpływów, ustalano granice państw, zaznaczając je na rozłożonej na stole mapie Europy i kawałkując kontynent na części, tak jak rzeźnik odkrawa nożem połcie wołowiny. A w tle zdrada, zaprzaństwo i wiarołomstwo. Dla nas podawane przez autorów fakty i owe okoliczności są w większości znane, a sposób ich podania dla niektórych być może zalatuje smrodkiem dydaktycznym, podobnie zresztą jak popularny u nas musical Piloci, nawiasem mówiąc, pod względem muzycznym, choreografii i scenografii, całkiem zgrabny. Ale nie zapominajmy dla kogo w głównej mierze ta książka  została napisana. A napisana po to, by przeorać umysły
i przynajmniej dać coś do myślenia czytelnikowi za wielką wodą.

          W formie zbliżonej do fabularnej, przedstawione są zmagania i powietrzne boje pilotów Dywizjonu Kościuszkowskiego, zwanego częściej Dywizjonem 303. Dokładnie poznajemy historie sześciu lotników. Mirosław Ferić,  zwany Oxem, czyli Wołem, codziennie zapisujący najważniejsze wydarzenia w prowadzonym przez siebie dzienniku, który stał się nieprzebraną kopalnią wiedzy o Dywizjonie, Jan Zumbach, najbarwniejsza postać dyonu z łobuzerskim błyskiem w oku i Witold Łokuciewski nazwany Tolem, o wyglądzie amanta filmowego, autentyczny łamacz damskich serc. Z racji podniebnych wyczynów i szarż zostali nazwani trzema muszkieterami. Ale byli słynni również z wyczynów na ziemi, czym zapracowali sobie na niezwykłą popularność. Bo byli to chłopcy wyjątkowo towarzyscy i rozrywkowi, oczywiście po godzinach. W 303 trzymał się z nimi blisko, równie dzielny, skuteczny i mający najwięcej zestrzeleń w dyonie, Josef František, Czech
z pochodzenia, ale mówił z dumą, że jest Polakiem. Brawura Františka przekraczała granice zdrowego rozsądku, pozostali zresztą też nie odpuszczali i podczas walki z niemieckim blitzem wyznawali zasadę: Nie strzelaj, póki nie zobaczysz białek ich oczu. Stanley Vincent, szef bazy lotniczej obserwujący ze swojego hurricane’a brawurowy atak muszkieterów krzyknął: Mój Boże, oni naprawdę ich koszą! Było więc na dobrą sprawę trzech muszkieterów i ten czwarty, d’Artagnan. Podobno na widok szykujących się do ataku hurricane’ów, niemieccy piloci już wyskakiwali ze swych samolotów. Ale chyba podobno. Osobne miejsce i szczególne uznanie jest zarezerwowana dla dowódców Dywizjonu, Zdzisława Krasnodębskiego pseudonim „Król”, niekwestionowanego autorytetu, budzącego podziw i respekt, a po kontuzji, wykluczonego niestety z dalszych walk, następnie Witolda Urbanowicza, nie tylko dowódcę, ale i mentora, będącego dla młodszych pilotów wsparciem, podporą budzącą niekłamany podziw, a w chwilach wolnych, prawdziwego kompana. Bo taki był Urbanowicz pierwsze skrzydło Rzeczpospolitej, zdecydowanie najważniejsza postać książki.

       

 

               Autorzy niezwykle sugestywnie, plastycznie, ale i barwnie opisali boje Dywizjonu z zawsze liczebnie przeważającymi siłami wroga, od chwili startu, aż po szaleńczą walkę w przestrzeni zalanej oślepiającym słońcem, gdzie tak blisko jest do Boga. W czasie czytania tych stronic, przesuwają się przed oczami kadry
z filmów fabularnych i obrazów dokumentujących bitwę o Anglię. Opisywane sceny poruszają wyobraźnię do tego stopnia, jakbyśmy sami zasiadali za sterami hurricane’a. Choćby dla tych fragmentów warto, a nawet trzeba, przeczytać Sprawę honoru. Olson i Cloud prowadzą swoich bohaterów od walk we wrześniu 1939, barwnie opisują brawurową ucieczkę Urbanowicza z sowieckiego transportu wiodącego go na nieludzką ziemię, pokazują gehennę przedzierania się pilotów do Francji, gdzie przez lotników francuskich zostali potraktowani jak nieudacznicy, przez których i dla których trzeba było wypowiedzieć wojnę Hitlerowi. W Anglii też zaczęto ich tak szufladkować, a najpoważniejszym zarzutem Wyspiarzy było to, że Polacy nie znają ich języka. Do czasu, aż jednostki RAF starły się z Luftwaffe. A było to w sierpniu 1940 roku.

 

      Polscy lotnicy jak walczą, to walczą z sukcesami i skutecznie, ale jak się bawią, to się bawią … też skutecznie i z sukcesami. Spore fragmenty części pierwszej autorzy poświęcili życiu towarzyskiemu
i uczuciowemu swoich bohaterów. Aż serce rozpiera, że to nasi rodacy, prawdziwe bożyszcza tłumów. Bo Zumbach i spółka słynni byli nie tylko z latania, ale i bankietów, rautów, imprez i tzw. popijaw. Nigdy jednak nie splamili honoru polskiego munduru, bo jak mówił Wieniawa Długoszowski, czysta wódka nie plami
i munduru, i honoru. Bawili się w towarzystwie kapeluszowych, londyńskich ladies, szacownych i zacnych, które przed wyjściem z domów zostawiały swoją zacność w biurku, a tradycyjne zasady moralności szły w kąt. Mnóstwo pikantnych i smakowitych historyjek z udziałem naszych orłów opisują autorzy w swojej książce. Ciekawie i pysznie czyta się o tym, jaką to Polacy mieli przewagę nad sztywnymi herbaciarzami, a wrodzona galanteria, maniery, urok osobisty, niespotykane w Anglii formy i zasady postępowania wobec dam, szokowały
i zniewalały. Choćby takie zacytowane w książce wyznanie: Brytyjscy oficerowie nie mieli pojęcia jak traktować dziewczęta, a Polacy mieli coś takiego w oczach, że wiedziało się, że widzi w Tobie kobietę. A wiele młodych
i mających „swoje lata” Angielek z towarzystwa dokonywało „adopcji” polskich dywizjonów nazywając się
z dumą ich matkami. Nastała prawdziwa moda na owe „matkowania”.

         Po zwycięstwie w bitwie o Anglię, polskie dywizjony w ramach sił RAF, brały udział w akcjach bojowych na kontynencie osłaniając naloty bombowe na strategiczne centra III Rzeszy. Jednak drogi muszkieterów rozeszły się. Witold Urbanowicz został wysłany do USA w charakterze ambasadora sprawy polskiej na zachodniej półkuli; pełnił tam funkcję polskiego attache lotniczego. Gentleman o wykwintnych manierach
i aparycji księcia Karola w latach wcześniejszych, do takiej misji nadawał się znakomicie, podobnie, jak niegdyś, w latach poprzedniej wojny, Ignacy Paderewski. Ale Urbanowicz zderzył się z murem nie do rozbicia. Po 1941 roku zmieniła się optyka. Sojusznikiem koalicjantów stał się teraz ZSRS, a Polacy zaczęli stawać się ciążącym balastem. O tym z wielkim smutkiem, zażenowaniem i rozczarowaniem donoszą autorzy w drugiej części Sprawy honoru. Większość pisarzy, publicystów i dziennikarzy prześcigać się zaczęło w wychwalaniu dobrodusznego Oncle Joe, sympatycznego i jowialnego człowieczka o filuternym uśmiechu, tłumacząc czystki stalinowskie oczyszczaniem kraju z żałosnych elementów antypaństwowych. Upiększano wizerunek Sowietów w oczach Amerykanów maksymalnie, a prym wiódł w tym niezawodny Hollywood ze swymi produkcjami filmowymi. Próbował protestować, jednak z miernym skutkiem, pisarz George Orwell, w tamtych czasach bat na lewicowych intelektualistów, bezkrytycznie popierających wszystko co sowieckie. Olson i Cloud w dalszych fragmentach książki zdiagnozowali stan umysłów amerykańskiej, ale i angielskiej populacji, gdy w 1943 roku wyszedł na jaw mord w Katyniu. Było jeszcze gorzej; Polacy, a w głównej mierze dyplomacja polska coraz bardziej była postrzegana jako ta, która zwartej koalicji antyhitlerowskiej wpycha patyk w szprychy. I tak już pozostało do końca wojny.

         Urbanowicz po wojnie osiadł z rodziną w Nowym Jorku. Po 1990 roku przyjeżdżał do Polski, odwiedzając swoją ukochaną Szkołę Orląt w Dęblinie. Zmarł w 1996 roku w Nowym Jorku. Zdzisław Krasnodębski, pierwszy dowódca 303, zestrzelony podczas jednej z bitew, okrutnie poparzony, trafił do szpitala. Po rekonwalescencji już nie mógł zasiąść za sterami podczas lotów bojowych, a po wojnie wyemigrował do Kanady, gdzie zmarł w 1980 roku. Witold Łokuciewski po wojnie wrócił do Polski i od razu został aresztowany, potem pracował jako taksówkarz, a po 1956 roku rozpoczął pracę w lotnictwie wojskowym. Zmarł w 1990 roku. Jan Zumbach po wojnie wiódł życie pełne przygód i awantur. Zmarł we Francji w 1986 roku w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie podano przyczyn śmierci. Mirosław Ferić zginął podczas lotu ćwiczebnego w Anglii
w 1942 roku. Po awarii silnika w jego hurricane usiłował wyskoczyć, nie zdążył, zawiodło odpięcie pasów bezpieczeństwa. Czwarty muszkieter Josef František, podczas powrotu z jednej z powietrznych akcji w 1940 roku, samowolnie odłączył się, zaszalał i zawadził skrzydłem o ziemię; chyba popisywał się akrobacjami przed przyjaciółką.

       8 czerwca 1946 rok, Londyn, parada zwycięstwa dla uczczenia zwycięstwa nad Niemcami. Na trybunie
J.W. Jerzy VI, maszerują i wiwatują Francuzi, Czesi, Norwegowie, Belgowie, Holendrzy, Kanadyjczycy, Australijczycy, Południowoafrykańczycy, Chińczycy, Irańczycy, Hindusi, Arabowie, Korpus Medyczny z Fidżi, Korpus Pionierów z Seszeli. Za chwilę nadleciały eskadry myśliwców i bombowców RAF, wywołując zachwyt
i aplauz tłumów. A na chodniku, wzdłuż trasy pochodu stał Witold Urbanowicz. Stał, patrzył i nic już …

      Sprawa honoru. Dywizjon 303 Kościuszkowski, to dzieło kompletne. Jest w nim krótkie kompendium wiedzy o tzw. sprawie polskiej na tle historii dyplomacji lat II wojny światowej, wspaniale jest zaprezentowana podniebna odyseja najznakomitszego polskiego dywizjonu lotniczego, z epickim polotem ukazane boje na śmierć i życie najsłynniejszych lotników, harcowników z krwi i kości, bo autorzy nie poskąpili nam też opisu różnych przypadków ich codziennego życia w chwilach wolnych od pracy. Wszystko to czyta się znakomicie,
a część pierwszą nawet z wypiekami na twarzy. Lektura obowiązkowa!

J.M.

Sprawa honoru 2.png
303.png
dywizjon 303.png
6.png
3.png
2.png
samoloty.png
5.png
1.png
4.png
podpis_zdjęcia.png
bottom of page